Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2016)
Nie rozmawiaj ze sprzedawcą w trakcie modlitwy. Nie chwal
urody cudzej żony. Nie pomagaj i nie podawaj ręki kobiecie. Nie obiecuj
czegokolwiek. Nie odmawiaj prezentu ani posiłku lub napoju. Nie przeklinaj po
polsku. Nie obnoś się ze swoją religią.
Tych kilka – spośród wielu – zakazów dotyczy kontaktów
z ludnością Iraku, ale spokojnie (po wprowadzeniu dodatkowych paragrafów
związanych z lokalną specyfiką każdego z państw) można listę rozszerzyć na inne
kraje islamskie. Wprawdzie podtytuł książki Magdaleny El Ghamari (zajmującej
się m.in. tematyką terroryzmu i bezpieczeństwa międzynarodowego) „Między
kulturą a religią” brzmi: „Operacje wojskowe w Iraku i Afganistanie”, ale
zasadniczy trzon publikacji traktuje o tym – co nazwałbym – szokiem kulturowym
na styku dwóch, dość odmiennych cywilizacji. Jest to oczywiście opracowanie
(oparte na bardzo bogatym materiale analitycznym) warunków przygotowania i
przeprowadzenia misji wojskowych oraz sposobów szkolenia ich uczestników.
Opracowanie, które w części traktującej o kontaktach z miejscowymi (czyli,
pamiętajmy o tym, gospodarzami odwiedzanych państw) powinno być lekturą –
obowiązkową – dla turystów indywidualnych, biznesmenów podpisujących kontrakty
na Bliskim Wschodzie, korespondentów i maniaków podróży z aparatem
fotograficznym.
Nie dziś i nie tutaj jest miejsce na tłumaczenie
„oczywistych oczywistości”, że nie każdy wyznawca islamu to terrorysta, nie
każdy Arab to wyznawca islamu, lecz raczej okazja na wczytanie się w drugą
warstwę książki Magdaleny El Ghamari, traktującą o niewoli stereotypu.
Zatrzymajmy się na chwilę. Jakby na poboczu ruchliwej autostrady. Czy
prawdziwym jest stereotypowy Polak z „Polish jokes” Donalda Trumpa albo
cwaniakowaty złodziejaszek samochodów z niemieckich kabaretów, czy raczej
dobrze opłacany emigrant z Jasła w Dolinie Krzemowej lub operator filmowy – po
łódzkiej szkole – pracujący w Hollywood? Anglikiem jest zarówno zataczający się
na środku krakowskiego rynku, przebrany za zajączka (albo tłustawą Lili Marleen)
kibic Manchesteru jak i spętany konwenansem, dystyngowany kamerdyner z powieści
Ishiguro. Gdzie leży coś, poza stereotypem? Od mniej więcej stulecia, czyli
pierwszych badań antropologicznych Bronisława Malinowskiego, nie dzielimy
obyczajów i kultur na „lepsze” i „gorsze”. Dywersyfikacja świadczy – niestety –
o intelektualnym zapóźnieniu. Świat staje się multikulturowy. Jeśli go nie
lubimy, to – pomimo sądów niektórych – wcale nie jest „tym gorzej dla świata”.
Żeby zrozumieć, zaakceptować odmienności, musimy
zdefiniować pojęcia. W jednej z ankiet przeprowadzonych na potrzeby powstania
książki, padło pytanie o pojęcie kultury w społeczeństwach muzułmańskich. To,
co instynktownie zaliczamy do kanonu – muzykę, literaturę, plastykę, ze sferą
kultury utożsamia zaledwie, co setny respondent. Ponad połowa odpowiedzi stawia
znak równości między nią, a religią, zwyczajami, językiem arabskim i nakazami
Koranu (również hadisy i sunny). Czy to jest wzorzec dla samospełniającej się
przepowiedni z 1993 r. Samuela Huntingtona o „zderzeniu cywilizacji”?
Jest coś, co nieuniknione. Jeśli nawet nie będziemy
się „zderzać”, to na pewno będziemy się „stykać”. Marsze w czerni, z flagami,
nie są raczej dobrym remedium na kulturowe różnice. Lepszy jest głęboki oddech
podczas seansu Kiarostamiego, poznanie antropologicznych korzeni naszych
przodków [z braku lepszego argumentu ;)], lektura Rushdiego i Mahfuza lub
przygotowanie malutkiego przewodnika, najlepiej w języku arabskim, o
kulturowych zwyczajach mieszkańców Starego Kontynentu.
Zakończę cytatem z omawianej książki: Ważnym jest,
by potrafić postawić się w sytuacji innego człowieka i zrozumieć jego sposób
myślenia oraz sytuację życiową. Bez tego, obojętnie na jakim gruncie będzie to
walka, zostanie ona przegrana przez obydwie strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz