Małgorzata Angielska
("Projektor" - 5/2015)
Poetyka tomu Jerzego
Jarniewicza nie jest oczywista. Odbiega od poprzednich zbiorów wierszy. Z
jednej strony poeta wprowadza nas, swoją kochankę, w swój świat, na swoją
orbitę, aczkolwiek za kilka stron ten klucz interpretacyjny nie pasuje do
pozostałych utworów. Jednym z tropów jest biografia.
Nieważne czy zaczniemy
lekturę od początku książki, czy od jej końca. Niektóre tytuły sugerują, że
autor czerpie z polityczno-kulturalnych wydarzeń ostatniego półwiecza, jak np.
„Kochankowie z ulicy Kamiennej” czy „Don’t cry for me, Argentina”. Pierwszy z
wspomnianych wierszy nawiązuje do piosenki śpiewanej przez wielką polską
artystkę, Elżbietę Czyżewską. Poeta stwierdził w wywiadzie przeprowadzonym
przez Joannę Mueller, że to: Rozjeżdżanie się dyskursów. Przemiany
kontekstów. Zanikanie punktów odniesienia. Powolne blaknięcie malowideł. Z tym,
że ta przepaść międzypokoleniowa to w wersji mnie interesującej jedynie
metafora przepaści we mnie, albo raczej, wróć!, w tym, kto w tych wierszach
mówi. To także czas w działaniu, „time in Progress.
W
najnowszym tomiku „Woda na Marsie” możemy zauważyć, że autor snuje refleksję
nad panującą dysharmonią pomiędzy światem teraźniejszym, a przeszłym.
Najbardziej widoczna jest ta różnica w języku i tradycjach pokolenia
mijającego, a następującego, przychodzącego.
Tytułowa
„Woda na Marsie” symbolizuje życie na martwej planecie. Każdy z nas może być
takim Marsem. Można czuć tęsknotę za czymś bezpowrotnym, jak w „I syn”.
Jarniewicz zdaje się tworzyć pod kątem grona wybranych odbiorców. „Pretty
woman” został napisany dla zamerykanizowanego kosmopolity, „Pod osłoną nieba”
zgrabnie nawiązuje do kina na bardzo dobrym poziomie, „Jest pierwsza, za chwilę
Żakowski wypowie się o Przybylskiej” skierowany jest dla fana tabloidów i
taniej sensacji czy „Kto zabił Marka Grechutę” – dla odbiorcy nieco już
niedocenianej poezji śpiewanej.
Jarniewicz sprzeciwia
się metafizyce. Wyczuwamy powrót do dekadenckiej, przerażającej wizji świata –
wszechobecnej obojętności. Laureat „Silesiusa” i Nagrody Poetyckiej Orfeusz
zdaje sobie dobrze sprawę z tego, że gdzieś władza opracowała tajną operację.
Tę (władzę) należy rozumieć na dwa sposoby – pierwsza to taka, którą sprawujemy
nad własnym życiem – życiorys, biografia, a druga – tożsamość. Pamięć to fosa,
która chroni każdą z nich, spełniając funkcję widma języka.
Okazuje się, że próba
uchwycenia, już w pierwszym wierszu tomu, życia na przestrzeni kilkudziesięciu
lat, nie definiuje go. Autor nie otrzymał tożsamości. Jego byt rozwinął się,
dzięki czemu pamięć, a także przeszłość, wróciły do niego, dając – tu i teraz –
cień szansy na chwilę szczęścia. Pamięć pozwala narodzić się ponownie życiu,
niczym Feniks z popiołów.
Jerzy Jarniewicz, „Woda
na Marsie”, s. 52, Biuro Literackie, Wrocław 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz