Michał Siedlecki
("Projektor" - 4/2016)
Z krajowych nowości wydawniczych prezentujących literaturę naszych południowych sąsiadów, warto szczególnie odnotować „Dzwony Einsteina (opowieść z Absurdystanu)” (1992; wyd. pol. 2016) Lajosa Grendela – znanego i cenionego pisarza, wykładowcy oraz eseisty węgierskiego związanego od urodzenia ze Słowacją – w świetnym tłumaczeniu Miłosza Waligórskiego (w ramach nowego projektu Biura Literackiego „Proza z Europy”), który z właściwym sobie poetyckim kunsztem i wyczuciem oddał tu wszelkie meandry – pełnego groteski, ironii oraz surrealizmu – stylu, jak też literackich intencji autora „Pięknych historii” (2001).
Prezentowana tutaj książka Grendela to niezwyczajny, zabawny, choć niekiedy smutny i umyślnie odrealniony konterfekt socjalistycznej Czechosłowacji w przededniu upadku „żelaznej kurtyny”. Głównym bohaterem – składającej się z czternastu rozdziałów – pasjonującej powieści węgierskiego pisarza pozostaje Franciszek Rzeźnik – niedoszły rewolucjonista, inteligent, na wpół samotnik i ekscentryk o niecodziennej imaginacji, który odreagowuje komizmem oraz miejscami niedorzecznym zachowaniem liczne absurdy minionego systemu politycznego, a także równie groteskowe zapowiedzi jego uczciwej transformacji. W pewnym momencie wypowiada się on zresztą w sposób następujący: (…) Marzyłem o odpoczynku, a ściśle rzecz biorąc, o odpoczynku od tego głupiego świata, w którym żyłem i który nie zmądrzeje, dopóki z regularnością upławów miesięcznych będą wstrząsać nim rewolucje. Roiło mi się nowe życie, przy czym nie wiedziałem, jak się za nie zabrać. (…) wolność, z której nie ma żadnego pożytku (…) to pusty metafizyczny termin.
Franciszek Rzeźnik wydaje się w powieści Węgra bezwolnym więźniem groteski, potrafiącym jednak rozsądnie puentować wszystkie jej irracjonalne odcienie: (…) życie mamy tylko jedno, tak samo jak wypełniającą je rzeczywistość: niezmiernie alogiczną, zaskakującą i niewytłumaczalną. Każda próba nadania jej ludzkiego oblicza przypomina zakładanie kaftana bezpieczeństwa – zamiast leczyć, obezwładnia. To w rzeczywistości tragiczna postać, maskująca jedynie własne zagubienie ironicznym sposobem bycia. Jego jedyną bronią na postępujące społeczne wyalienowanie pozostaje precyzja myśli: ta na miarę wielkich egzystencjalistów.
„Dzwony Einsteina” – choć rozgrywają się w XX-wiecznej Czechosłowacji tuż przed jej transformacją ustrojową – precyzyjnie oddają współczesnemu czytelnikowi „szarą”, miejscami „hiperabsurdalną” rzeczywistość całego wschodniego bloku postsocjalistycznego, w tym pośrednio realia Polski przełomu lat osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych minionego stulecia. To – w mojej opinii – lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną przez pryzmat mistrzowskiego stylu języka literackiego Grendela zapoznać się lub zmierzyć jeszcze raz z widmem nie tak wcale odległych nam czasów.
("Projektor" - 4/2016)
Z krajowych nowości wydawniczych prezentujących literaturę naszych południowych sąsiadów, warto szczególnie odnotować „Dzwony Einsteina (opowieść z Absurdystanu)” (1992; wyd. pol. 2016) Lajosa Grendela – znanego i cenionego pisarza, wykładowcy oraz eseisty węgierskiego związanego od urodzenia ze Słowacją – w świetnym tłumaczeniu Miłosza Waligórskiego (w ramach nowego projektu Biura Literackiego „Proza z Europy”), który z właściwym sobie poetyckim kunsztem i wyczuciem oddał tu wszelkie meandry – pełnego groteski, ironii oraz surrealizmu – stylu, jak też literackich intencji autora „Pięknych historii” (2001).
Prezentowana tutaj książka Grendela to niezwyczajny, zabawny, choć niekiedy smutny i umyślnie odrealniony konterfekt socjalistycznej Czechosłowacji w przededniu upadku „żelaznej kurtyny”. Głównym bohaterem – składającej się z czternastu rozdziałów – pasjonującej powieści węgierskiego pisarza pozostaje Franciszek Rzeźnik – niedoszły rewolucjonista, inteligent, na wpół samotnik i ekscentryk o niecodziennej imaginacji, który odreagowuje komizmem oraz miejscami niedorzecznym zachowaniem liczne absurdy minionego systemu politycznego, a także równie groteskowe zapowiedzi jego uczciwej transformacji. W pewnym momencie wypowiada się on zresztą w sposób następujący: (…) Marzyłem o odpoczynku, a ściśle rzecz biorąc, o odpoczynku od tego głupiego świata, w którym żyłem i który nie zmądrzeje, dopóki z regularnością upławów miesięcznych będą wstrząsać nim rewolucje. Roiło mi się nowe życie, przy czym nie wiedziałem, jak się za nie zabrać. (…) wolność, z której nie ma żadnego pożytku (…) to pusty metafizyczny termin.
Franciszek Rzeźnik wydaje się w powieści Węgra bezwolnym więźniem groteski, potrafiącym jednak rozsądnie puentować wszystkie jej irracjonalne odcienie: (…) życie mamy tylko jedno, tak samo jak wypełniającą je rzeczywistość: niezmiernie alogiczną, zaskakującą i niewytłumaczalną. Każda próba nadania jej ludzkiego oblicza przypomina zakładanie kaftana bezpieczeństwa – zamiast leczyć, obezwładnia. To w rzeczywistości tragiczna postać, maskująca jedynie własne zagubienie ironicznym sposobem bycia. Jego jedyną bronią na postępujące społeczne wyalienowanie pozostaje precyzja myśli: ta na miarę wielkich egzystencjalistów.
„Dzwony Einsteina” – choć rozgrywają się w XX-wiecznej Czechosłowacji tuż przed jej transformacją ustrojową – precyzyjnie oddają współczesnemu czytelnikowi „szarą”, miejscami „hiperabsurdalną” rzeczywistość całego wschodniego bloku postsocjalistycznego, w tym pośrednio realia Polski przełomu lat osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych minionego stulecia. To – w mojej opinii – lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną przez pryzmat mistrzowskiego stylu języka literackiego Grendela zapoznać się lub zmierzyć jeszcze raz z widmem nie tak wcale odległych nam czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz