Aleksandra Sutowicz
("Projektor" - 2/2015)
Zaskakuje już na samym początku niekonwencjonalną formą,
bo przecież zaczyna się tekstem stylizowanym na psychologiczne quizy, dalej
mamy nietypowego bohatera, zróżnicowaną przestrzeń, a to wszystko (a nawet
więcej) w najnowszym zbiorze tekstów Filipa Zawady „Pod słońce było”.
Zdziwienie
wobec banalności świata i oswajanie się z tą banalnością, najlepiej chyba
ukazał autor w nietypowej dość relacji ojca z synem (zaburzenia psychiczne ojca
powodują pewne ograniczenia w kontaktach rodzica z dzieckiem), warto jednak
zaznaczyć, że chory ojciec i jego syn tworzą silną wieź, ich komunikacja
stanowi obronę przed światem.
Proza
Filipa Zawady to notatki biograficzne, które zapisuje na podstawie własnych
obserwacji – zauważa niepozorne rzeczy, obserwuje ludzi, miejsca, zjawiska.
Autor czasem sięga po ironię, parodię czy czarny humor. Jego filozofia życia
zawiera się w prostocie świata, jak wtedy gdy stawia pytanie: co zrobić
kiedy jest zimno? (str. 45). Przedstawia najprostsze rozwiązania, zwraca
uwagę na codzienność. W jego prozie uderza mnie podobieństwo do Andrzeja
Stasiuka i jego opowiadań o życiu w Beskidzie Niskim. Stosuje podobnie jak
autor „Opowieści galicyjskich” geopoetykę, przedstawia mały skrawek na
południu, obszar między Polską a Czechami. Magiczność tego terytorium kreuje
poprzez ludzi tam mieszkających, ich aksjologię i zmaganie z codziennymi
trudnościami. Urzeka również język, na pozór prosty i niezłożony, wyróżnia się
poetyckością opisu, przestronnością treści i nagromadzeniu znaczeń.
Istotną
częścią w całej książce jest także ta poświęcona prababci. Tak udaje się
autorowi wprowadzić temat życia i śmierci. Pisanie to swego rodzaju oswajanie
się. Przebywanie wśród rodzinnych pamiątek (różańca, mandoliny) to również
terapia. Życie toczy się dalej, po każdym dniu nastaje nowy, inny, tak jak inni
są poszczególni mężowie babci.
Książka
składa się z małych form literackich tworząc tym samym swego rodzaju pamiętnik
intymny. To opowiadania o poszukiwaniu samego siebie i własnego „ja”, jest to
również próba oswojenia się z rzeczywistością, rolą ojca, pacjenta zakładu
psychiatrycznego. Narrator uczy się każdej nowej roli, rozpoznaje ją. Składa
się na nią codzienna proza życia, radość i smutek, śmiech i cierpienie, życie i
śmierć, prostota i ambiwalencja.
Jedna
z ostatnich sentencji (a takie w tej prozie zdarzają się dość często) stanowi
podsumowaniem całego sensu powieści, w której autor ujawnia swój stosunek do
świata, słowa proste, jednak nie puste. Brzmi ona tak: Czasami jeden dzień
trwa tyle, co pół życia, i zmienia wszystko, co do tej pory się wydarzyło
(str. 113).
Filip Zawada, „Pod słońce było”, s. 116, Biuro Literackie,
Wrocław 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz