Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2016)
W „Sztuce bez tytułu” Antoniego Czechowa – znanej,
jedynie w Polsce, jako „Płatonow”, dzięki fantazji translatorskiej Adama Tarna
– jeden z bohaterów, Wenglerowicz, w dość niezobowiązującej, skrzącej się czechowowskim
humorem, pełnej złośliwości konwersacji salonowej, jednym, celnym sztychem
ośmieszył felieton wiejskiego lekarza: Cóż to bardzo pięknie. Gdybym ja
umiał pisać, też pisałbym do gazet. Po pierwsze płacą za to, a po drugie u nas,
z niewiadomych powodów, ludzie piszący uchodzą za bardzo mądrych.
Ten dialog prowincjonalny
pochodzi jeszcze z czasów, gdy lektura gazety była rytuałem, ośmieszony na jej
łamach pędził do adwokata (jeśli był okcydentalistą), wysyłał sekundantów lub
„strzelał sobie w łeb” (gdy był słowianofilem czy konserwatystą). Pisarze żyli
nie z tantiem od sprzedaży książek, lecz cotygodniowych powieści w odcinkach.
Sienkiewicz, o czym wiemy z jego listów, potwornie męczył się nad „Potopem”, na
jutro oddać mam odcinek, a dopiero dwa zdania napisałem. Twórcze męki
rekompensował mu pewnie fakt, że prawie równocześnie drukował w krakowskim
„Czasie”, warszawskim „Słowie” i „Kurierze Poznańskim”.
Sienkiewicz, światowiec, podróżnik, pasjonat
nowoczesności, był twórcą literackich majstersztyków manipulacji. Prawie nikt w
polskiej literaturze, może poza Wincentym Kadłubkiem, nie tworzył tak pięknych
mitów, tak nie potrafił zabrzęczeć na polskiej duszy i jej kompleksach. Z
niesamowitą ironią. Gdy pisał o naszej wyższości języka (słynny wykład Zagłoby
o różnicach polskości i niemczyzny na przykładzie słowa „koń”) oraz obyczaju: Szwedzi, jako to naród
ustawicznie w wodzie brodzący i z morza największe ciągnący intraty, nurkowie są
exquitissimi (…) rzucisz szelmę w jedną przerębel, to on ci drugą wypłynie i
jeszcze śledzia żywego w pysku trzyma. („Potop”). A kilkaset stron później odnajdujemy taką
maestrię groteskowego okrucieństwa i fizjologii, które dorównują „Podróżom
Guliwera” Jonathana Swifta (w wersjach nieocenzurowanych): Młody książę
zdawał się nie myśleć o niczym więcej, tylko o jedzeniu. Wypukłe jego oczy
śledziły niespokojnie każdą potrawę, a gdy mu przynoszono półmisek, nabierał
ogromne kupy na talerz i jadł chciwie, z mlaskaniem wargami.
Sienkiewicz potrafił dekonstruować naszą historię,
z postaci trzeciorzędnych, ledwo wzmiankowanych, uczynić bohaterów samodzielnie
rozpędzających kozackie powstanie czy szwedzki najazd. To jakby nagle
Rozencrantz i Guildenstern zostali głównymi postaciami „Hamleta”. Zaraz – Tom
Stoppard przecież już tego spróbował – ale to wciąż książę z Elsynoru jest
najważniejszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz