Agata Orłowska
("Projektor" - 1/2016)
W przeszło 30 lat
po śmierci Leopolda Tyrmanda jego spuścizna pisarska wciąż pozostaje żywa, a on
sam nie przestaje wzbudzać estymę jako ikona elegancji i niepokorności wobec
wczesnego PRL-u. Przekonują o tym – ku uciesze licznych fanów – nie tylko kolejne
reedycje książkowe, ale też - wciąż wyczekiwana ekranizacja Xawerego
Żuławskiego, mierząca się z jego opus magnum.
„Zły” to jednak nie
jedyne dzieło, zasługujące na pamięć o pierwszym bon vivancie Polski
powojennej. Wydany w październiku zeszłego roku nakładem Wydawnictwa MG zbiór
„Gorzki smak czekolady Lucullus i inne opowiadania”, przywołuje wszystkie
opowiadania pisarza, którym również trudno szczędzić dobrego słowa. Wszystko za
sprawą niezwykle barwnych, prozatorskich wariacji na temat rzeczywistych
wydarzeń z bujnego życia autora.
Świat Tyrmanda, choć
różny w swoich czternastu odsłonach, posiada niezaprzeczalny znak szczególny –
wysublimowany język, inteligentny humor i wnikliwość o walorach najwyższej
próby. Dzięki temu, bez względu na to, czy do czynienia mamy z literackim
efektem zafascynowania sportem, doświadczeniami wojennymi przymusowego
robotnika Europy Zachodniej i Skandynawii czy bacznego obserwatora
rzeczywistości powojennej Warszawy, styl niezmiennie pozostaje ten sam –
wysmakowany i ponadczasowy, a historie każdorazowo zaskakują dramaturgią i
błyskotliwą puentą.
Wśród pisanych na
przestrzeni dwóch dekad utworów znaleźć można opowiadania dłuższe i krótsze,
lepsze i gorsze. Każde jednak uchodzić może za pełnoprawne dzieło literackie.
Do pereł należą bez wątpienia perypetie wojenne autora, w brawurowy sposób
opisane w „Hotelu Ansgar”, „Niedziela w Stavanger” czy „Tübingen ma białe
kominy”. Niemniej wartościowe wydają się być filozoficzne dywagacje snute na
kanwie opowiadania „Rower, czyli zemsta moralności”, pisana niemal w duchu
propagandy i kultu pracy nad sobą „Hanka”, czy trzymające w napięciu
opowiadanie tytułowe. Do mniej udanych zaliczyć można te, które trącą zbyt
natarczywym moralizatorstwem, jak to się dzieje m.in. w utworze „Amulet, czyli
zła wiara”.
Zagłębiając się w
lekturę, trudno nie zwrócić uwagi na zaszczytne w niej miejsce, raz po raz
przewijającej się powojennej Warszawy, w której jak skądinąd wiadomo pisarz był
roznamiętniony. Co zyskuje na tym czytelnik? Między innymi żywe, reporterskie
opisy miejskiej topografii, ale przede wszystkim przekonywującą konstrukcję
bohaterów, warszawiaków z krwi i kości. Postaci kreowanych z pełnym zapleczem
emocjonalnym i umysłowym, których uwikłanie w rozmaite historie pozwala odczuć
również osobiste zaangażowanie podmiotu mówiącego („Zwyciężać znaczy myśleć”).
Wszystko to, w
połączeniu z rozkosznymi, pisarskimi manierami i elegancką polszczyzną,
sprawia, że choć roztaczane historie osadzone są w realiach bardziej lub mniej
znanych sprzed ponad pół wieku, opowiadania Tyrmanda czyta się z prawdziwą
satysfakcją, jakby czas się przy nich zatrzymał.
Leopold
Tyrmand,”Gorzki smak czekolady Lucullus i inne opowiadania", s. 384,
Wydawnictwo MG, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz