Dominik Borowski
("Projektor" - 4/2016)
Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie współczesnego
społeczeństwa bez instytucji, która stoi na straży prawa. Mowa tutaj oczywiście
o sądzie. W jego kompetencji, od zawsze, było rozpoznanie popełnionych
przestępstw i karanie winnych, które może jednak przybierać bardzo różne formy.
Los oskarżonego w
pełni pozostaje w rękach sędziego, który powinien odkryć prawdę. Nie jest to
zadanie ani łatwe, ani pozbawione błędów. Im cięższa wina i surowsza kara, tym
większa odpowiedzialność wydającego wyrok.
Do tego problematyczna
jest forma karania w przypadku okrutnych przestępstw – gwałtów i zbrodni. Jedni
wierzą w cudowną moc resocjalizacji, która pomoże przestępcom zmienić się.
Drudzy zaś domagają się, aby zamykać i nie wypuszczać nigdy na wolność. Inni
jeszcze wyznają zasadę Hammurabiego „oko za oko, ząb za ząb”. W ich opinii za
popełniane zbrodnie powinno wymierzać się karę śmierci. Całkowita eliminacja
przestępcy miałaby zapobiec jego dalszym działaniom, a jednocześnie być
przestrogą dla reszty społeczeństwa.
Czy kara śmierci to faktycznie dobre rozwiązanie? Na
to pytanie próbuje odpowiedź Tomasz Kowalski w najnowszej powieści „Mędrzec
kaźni”. Nim zajmę się problematyką, wypada przybliżyć akcję utworu, która
została osadzona w 1939 r. w Paryżu. Obejmuje ona wywiad z paryskim katem
Thierrym Jakobem. Prowadzi go początkujący amerykański dziennikarz Steven
Mulford, mający francuskie korzenie. Adept sztuki dziennikarskiej ma bardzo
dokładnie zaplanowany scenariusz rozmowy, a jego celem jest zdobycie jak
najwięcej intrygujących informacji o profesji kata. Mężczyzna nie zdaje sobie
jednak sprawy, że to jego rozmówca decyduje o przebiegu wywiadu, a także o
zdarzeniach tuż po nim. Nie chcę tutaj zdradzać zakończenia, które może
zaskoczyć, choć czytelnik jest do niego stopniowo przygotowany. Kowalski
dawkuje nam napięcie, którego poziom wzrasta wraz z zakończeniem wywiadu.
W dość dynamiczną
akcję została wpleciona problematyka kary śmierci. Znajdziemy tutaj dwa
spojrzenia: młodego idealisty, opowiadającego się za utrzymanie ładu
społecznego mimo różnych zasad etycznych (dziennikarz) i wykonawcy wyroków, dla
którego nikt nie ma prawa decydować o ludzkiej śmierci. Młody dziennikarz
próbuje przekonać swojego rozmówcę, że ścięcie na gilotynie zbrodniarza jest
dobrym rozwiązaniem. Dla niego to wymierzenie sprawiedliwości. Thierry nie daje
się zwieść argumentom dziennikarza. Sam broni swojej koncepcji człowieczeństwa
w logicznym wywodzie, ale także za pomocą pewnej demonstracji…. W efekcie
wygrywa, a Steven raczej nigdy nie poprze już kary śmierci.
Powieść Kowalskiego
jest ważnym głosem. Wielu z nas może się wydawać, że mamy pełne prawo do jak
najsurowszego karania zbrodniarzy. Czy na pewno? Proponuję poznać wraz ze
Stevenem argumentację paryskiego kata…, w której mocnych wrażeń z pewnością nie
zabraknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz