Aleksandra Sutowicz
("Projektor" - 4/2014)
Prowokuje, bawi, zadaje pytania i każe sobie na nie
odpowiedzieć – taki jest Stefan Kisielewski w swoich felietonach, pisanych w
latach 1958-1988, a zatrzymanych przez cenzurę.
Zbiór kilkudziesięciu tekstów pisanych do „Tygodnika
Powszechnego” przynosi obraz człowieka, który próbuje tłumaczyć sobie nową
rzeczywistość, w której przyszło mu żyć, oswoić z nowym ładem w Polsce,
przystosować go do siebie i siebie do niego. Stefan Kisielewski funkcjonuje w
zmodernizowanym świecie, stara się do niego przystosować, ale też obserwuje,
komentuje. Autor stawia sobie cel: przywrócić Polsce, Polakom normalność, stąd
jego nawoływania do walki, buntu, nowych rozwiązań ekonomicznych. To również
portret człowieka zdziwionego. Kisielewskiego, Polska wciąż czymś zaskakuje,
widzi jej brzydotę, kiczowatość, szarość, ale szybko oswaja taki stan rzeczy.
Mamy też do czynienia z obrazem człowieka tęskniącego. Łatwo
się domyślić, za czym i do czego. Mimo licznych podróży po Europie Zachodniej,
autor do Polski wraca, czasem z większą lub mniejszą niechęcią, ale jego
powroty, to nieustanne zdziwienie i konfrontacja, tego tutaj z tym, co za
„Murem”. Przemawia przez niego patriotyzm, mimo zarzutów o kosmopolityzm
(„Kwasy i humory”). Pisze o stosunkach między Kościołem, a władzą, literaturą
krajową, a emigracyjną i przekazuje czterdzieści cztery przykazania w „Truizmy
Doraźne [44]”.
Felietony, Stefana Kisielewskiego to przede wszystkim
kompendium wiedzy o Polsce i Polakach. Oczywiście, jest to materiał bardzo
subiektywny. „Kisiel” wkleja polskość nawet będąc za granicą: w Berlinie,
Frankfurcie czy Paryżu. Jednak dziś, gdy w mediach pojawiają się nagłówki o
„polskich obozach koncentracyjnych”, a za naszą zachodnią granicą popularność
zdobywają neonazistowskie hasła, trudno jest zgodzić się z autorem, który
pisze, że społeczeństwo niemieckie wreszcie uporało się z III Rzeszą i
konsekwencjami ciążącymi na najeźdźcy. Niezmiennie kreuje też znany stereotyp
Niemca solidnego, uporządkowanego. W artykułach pisanych w latach 80. widać, że
autora jeszcze dyskretnie, ale już coraz śmielej wypowiada się na temat
sytuacji w Polsce, mówi o potrzebie reform i katastrofie unoszącej się nad
krajem.
„Kisiel” lubi też bawić się z czytelnikiem, rzuca
jakieś hasło, rozwija je, żeby na koniec się do niego zdystansować. Jednak mimo
to, objawia się jako „dobry wujek”. Trochę ponarzeka, skarci, czasem krzyknie,
ale też uśmiechnie się do czytelnika, pogłaszcze i rzuci dobrą radę.
To niezwykle ważny zbiór w dziejach publicystyki lat
1958-1988. Jego teksty wcale nietrudno jest przetłumaczyć na współczesność.
Kisielewski pisze o początkach kariery Korwin-Mikkego (nota bene bardzo
poważnie i pochlebnie), a dziś ten polityk o przeżywa renesans popularności.
Felietony, to obowiązkowa pozycja dla teoretyka literatury, pasjonata Polski
komunistycznej, historyka, socjologia. I tylko grubość może przerazić, ale
nadzienie broni się samo.
Stefan Kisielewski, „Felietony. T. 4”, s. 648, Wyd.
Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz