Agnieszka Kozłowska-Piasta
("Projektor" - 1/2016)
Pomysły, spostrzeżenia i refleksje przekłada na
język wyjątkowych książek. Nie tylko je wymyśla i pisze, ale składa,
projektuje, rysuje, drukuje i oprawia. Integralne dzieła to – jak sam mówi –
kolejne części „NIEOPISANIA ŚWIATA”. Cztery nowe, a właściwie cztery i pół,
ujrzały światło dzienne w ciągu ostatnich 2-3 lat.
Próżno ich szukać w księgarniach, ale nie wolno ich
nie zauważyć. Zwłaszcza, że ich autor, Radosław Nowakowski, mieszka niedaleko
Bodzentyna, w Dąbrowie Dolnej i właśnie tam, w swoim domu, na strychu, w
wydawnictwie Liberatorium, tworzy kolejne dzieła.
Świat
„Tuleja” – zrolowana, 6-warstwowa, teleskopowa
książka.
Każda linijka to jedno zdanie logicznie wynikające ze
zdania poniżej i powyżej. Dlatego każdą kartkę-warstwę można czytać w kółko,
dosłownie, z góry na dół i z dołu do góry. – To wyjątkowy przypadek; zawsze
wszystko wymyślam jednocześnie. Pomysł książki w kształcie tulei pojawił się
jako projekt jakiegoś katalogu kilka lat temu. Zrezygnowałem z niego, bo był
zupełnie niepraktyczny. Odstawiłem model na półkę. Czekał. Pusta książka-rulon.
Aż wreszcie któregoś dnia wypełniła się opisem świata tulejowego – wyjaśnia
Radosław Nowakowski. Świat płaski w formie „rozprostowanego globusa”, czyli
mapy, Nowakowski opisał już wcześniej. To 24. część „Nieopisania świata”. Wtedy
dał czytelnikom wybór: olbrzymią mapę można było zgnieść w kulę z powrotem
przypominającą globus. Nic dziwnego, że w kolejnych etapach podróży mentalnej
Nowakowski opisuje inne mniej lub bardziej abstrakcyjne i absurdalne warianty
przestrzeni świata. Co po tulei? – Remontując starą szopę zauważyłem, że deski
przybijane poziomo na zakładkę przekształcają ścianę w poliniowaną stronę. To
baza do opisu świata graniastego. Kilkanaście lat temu pisałem książkę na
ścianach Hali 1000 Ton w starej fabryce Norblina w Warszawie. Wtedy pisałem
wewnątrz, teraz będę pisał na zewnątrz. Teraz cały budynek stanie się książką.
Niewielka szopa zamieni się w bookszopę. Oczywiście, jeśli mi się uda to
zrobić, a jeśli tak, to może powstaną jakieś graniastosłupowe miniaturki
bookszopy. Jeśli nie, to szopa dalej będzie tylko szopą – opowiada artysta.
Żywioły
W swoich nowych książkach Nowakowski pochylił się
także nad żywiołami, podstawowymi składnikami materialności, gwarantem
istnienia rzeczy: – Jak Parmenides i inni poprzednicy Sokratesa pytam o rzeczy
fundamentalne. Na przykład: czy nic ma jakieś właściwości? czy może istnieć
coś, czego nie ma? Myślę, że wiele sporów wynika właśnie z braku odpowiedzi na
te podstawowe pytania. Żonglujemy terminami, pojęciami, nazwami nie wiedząc
zupełnie co się za nimi kryje, lub znając je bardzo powierzchownie, dopasowując
definicje do własnych potrzeb i ciasnych horyzontów. Dobrze byłoby zagłębić się
w nie, spróbować dotrzeć do ich sedna. Być może udałoby się uniknąć wielu
konfliktów. Wiem, że to bardzo naiwna perspektywa, jakże jednak kusząca.
„Cztery rzeczy o wodzie” – niebieska książka, z
tekstem „w stylu lekko falującym”, ręcznie oprawiona, w pudełku z surowej
tektury.
Jeden z czterech żywiołów, podstawowy element życia i
materialności, składnik, bez którego świat nie mógłby istnieć stał się dla
Nowakowskiego pretekstem do rozważań natury abstrakcyjnej. – Książka składa się
z czterech części. „Akwagrafia” to traktat o pisaniu na wodzie, „Akwafonia” o
graniu na wodzie, „Akwatura” o budowaniu z wody, „Lingua Aqua” o języku wody –
wyjaśnia autor. – Pierwszy z tekstów zaistniał samodzielnie jako wydawnictwo
okolicznościowe z okazji otwarcia hotelu Bristol Art & Spa w Busku-Zdroju i
stał się zaczynem całej serii tekstów o żywiołach.
„6/7 rzeczy o drewnie” – papier pakowy „drewniany”,
tekst złożony czcionką „drewnianą”, oprawa ręczna, pudełko nie z drewna, lecz z
surowej tektury.
W niektórych kulturach wschodnich drewno i metal
traktowane są jak żywioły, na równi z ogniem, ziemią, powietrzem i wodą.
Książka ma strukturę fraktalną. Poszczególne rzeczy traktują o drzewie, pniu,
gałęziach, patykach, klockach, wiórach i trocinach. Część ostatnia jest
niekompletna, a właściwie ułamkowa, stąd ułamek w tytule.
– Drewniane stemple zrobiłem wiele lat temu. Wyciąłem je
z uschniętego konaru jabłonki w moim zdziczałym sadzie. Kształt liter zależy od
przekroju gałęzi; ich kontur jest taki, jaki jest zewnętrzny obrys klocka, z
którego zostały wycięte. Teraz udało mi się te drewniane czcionki przekształcić
w komputerowy font. Udało się także zachować, przynajmniej częściowo, ich
„drewniany” charakter – zdradza tajemnicę tworzenia książki Nowakowski. Czy
tutaj autor ma plany? – Następny będzie ogień. Jestem palaczem w naszej domowej
kotłowni. Książka będzie obejmowała jeden sezon grzewczy, a jej bohaterem
będzie kocioł centralnego ogrzewania. I wszystko, co się wiąże z paleniem w
piecu. Jesteśmy dopiero w połowie sezonu, więc na książkę trzeba będzie
poczekać – zapowiada artysta. – A dalej? Powietrze. Ziemia. Może metal. Lecz
przede wszystkim plastik... Chyba, że pojawi się coś o czym teraz nie mamy
najmniejszego nawet pojęcia.
Metafora?
„Koncert chromatyczny” – wąskie bloki tekstu układają
się jak czarne klawisze pianina. Niektóre egzemplarze drukowane są na
kilkudziesięcioletnim papierze kredowym w dotyku i w kolorze przypominającym
klawiaturę starego instrumentu.
To opowieść o kimś kto postanawia zagrać wszystkie
możliwe skale we wszystkich możliwych kombinacjach mając do dyspozycji siedem
oktaw czyli 85 klawiszy pianina. Jak to zrobić, by nie pominąć żadnego układu?
Po wyczerpaniu wszystkich układów w ramach pełnej oktawy, „odejmuje” jeden
klawisz. A potem dwa. Aż do... – To granie staje się metaforą nie tyle życia,
co funkcjonowania świata, tak jak sam instrument jest swojego rodzaju modelem
tegoż świata, lub wszechświata. Rodzice kupili pianino chyba zaraz po moim
urodzeniu, bo ono jest ze mną odkąd pamiętam. Starzeje się razem ze mną. Trochę
się rozstroiło, klawiatura się nieco rozklekotała, tu i tam coś skrzypi, stuka,
piszczy. Zupełnie jak ja – opowiada Nowakowski.
Kury
Ta książka zupełnie go zaskoczyła. – Nie wiedziałem co
kupić pod choinkę trzyletniemu wnukowi mojego brata. I pomyślałem: zrobię mu
książeczkę. Najpierw zebrałem swoje stare różne wierszyki, ale jakoś do siebie
nie pasowały. Zacząłem więc pisać nowe. O kurach. Nie wiem dlaczego o nich. Sam
bazgrzę jak kura pazurem. Więc i książka złożona jest czcionką, którą nazwałem kurysywa,
bo literki pochylone są w różne strony. Powstało 11 wierszy, ale chyba dopiszę
jeszcze kilka. W zasadzie to jest dopiero prototyp książki. Taka książka w
połowie. Zrobiłem trzy egzemplarze. Każdy trochę inny. Na pewno więc nie jest
to wersja ostateczna. To dziwne, ale przestały do naszego ogrodu przychodzić
kury sąsiadów. Czyżby się obraziły? – podsumowuje.
Sława?
- Jakoś niekoniecznie wyobrażam sobie swoje książki w
księgarniach. Kiedyś bardzo chciałem je tam zobaczyć. Teraz chyba już nie. One
chyba się do tego nie nadają. Mają być takie, jakie mają być. I takie właśnie
są. Nikt im niczego nie będzie narzucał. Są niezależne i wolne. To
najważniejsze.
Książki i ich autor czekają na: www.liberatorium.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz