środa, 3 sierpnia 2016

Casus Spielberga (Noël Carroll, „Filozofia sztuki masowej”)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 5/2015)
Nakręcił „Szczęki”, „Poszukiwaczy zaginionej arki”, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, był najbardziej kasowym reżyserem w dziejach kina, ale wciąż marzył o filmach artystycznych, docenianych przez wyrafinowaną krytykę. Nie udało się z „Kolorem purpury” i „Imperium słońca”. Dopiero „Lista Schindlera” pozwoliła spać spokojnie Stevenowi Spielbergowi. Jego przypadek bardzo przypomina sytuację sztuki masowej w Polsce.

Od lat podejście do niej ma charakter cokolwiek manichejski. Rozpatrywana jest tylko w kategoriach dobra lub zła i najczęściej umieszczana po Ciemnej Stronie Mocy. Książka amerykańskiego estetyka i teoretyka filmu, profesora City University of New York – Noëla Carrolla „Filozofia sztuki masowej” (1998) pokazuje, że rozpatrywać ją można poza dobrem i złem. Nie pozwalając, aby nad oceną estetyczną przeważał tylko osąd moralny (choć jest on istotny w dyskursie). Polski przekład jest – nie tyle może – przewartościowaniem wszelkich wartości, ale demistyfikacją paru mitów.

Carroll udowadnia przede wszystkim, dość znany slogan, że cała filozofia jest tylko przypisem do Platona. Jeśli sztukę masową – tymczasowo nazwiemy Imperium Zła – to wszyscy jej przeciwnicy, posługują się argumentami platońskimi, iż sztuka jest szkodliwa o ile wzbudza m.in. niezdrowe emocje i psuje młodzież.

Autor pokazuje nam (tymczasowo tak przyjmijmy) najpierw galerię Rycerzy Dobra, argumentujących przeciw: sztuce konsumowanej przez masową publiczność (Dwight MacDonald), kultywującej bierność (Clement Greenberg) i rozrywkę (R.G. Collingwood), wreszcie manipulację (Theodoe Adorno).

Rycerze Ciemnej Strony Mocy – Walter Benjamin i Marshall McLuhan – sztukę masową traktują jako reprezentację zmian cywilizacyjnych i społecznych, uruchomienie nowych obszarów świadomości – przełamanie monopolu druku przez filmy, seriale, komiksy itd. przenoszące naszą percepcję w całkiem inne obszary. W toku rozważań Carroll pokazuje jak mocno wdrukowany jest w naszej kulturze hierarchiczny, wręcz klasowy, schemat odbioru sztuki – wysoka dla elit, masowa dla, że użyję tu orwellowskiego terminu, „proli”. 

W obszarze etycznym, przeciwnicy sztuki masowej, wpadają w wir nieporozumień – używają argumentu (nadmiernej) identyfikacji (zwłaszcza młodego odbiorcy) z bohaterem. Komiksowy Dinozaur Barney jest przez nich lubiany, Wolverine – niekoniecznie.

Pisałem, że uciekamy od kwantyfikacji moralnych? Nic bardziej mylnego. Autor proponuje nam docenić sztukę masową jako tę, która pozwala zreorganizować nasze poglądy (chociażby serial „Korzenie”) czy zrozumieć i docenić system wartości („Na Zachodzie bez zmian”). Otwartość dyskursu Carrolla pozwala czytelnikowi wybrać, po której stanie stronie – Zakonu Jedi czy Zakonu Sithów.
Noël Carroll, „Filozofia sztuki masowej”, s. 410, słowo/ obraz/ terytoria, Gdańsk 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz