Krzysztof Myśliński
("Projektor" - 2/2014)
To nie recenzja. Omówienie.
Subiektywne, IV tomu serii „Muzeologia”, wydawanej przy udziale Muzeum-Pałacu w
Wilanowie, kosztem i staraniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego,
jako element programu „Akademia Zarządzania Muzeum”. Solidna rekomendacja.
Autor? Wieloletni praktyk, niedawny dyrektor Muzeum
Sztuki w Łodzi, z uzasadnioną przez zainteresowania i dyscyplinę intelektualną
– skłonnością do autorefleksji.
Książka? Usystematyzowana, podzielona na sześć
rozdziałów, z których dwa pierwsze: „Geneza i zarys dziejów muzeum publicznego”
oraz „Pojęcia i definicje muzeum w XX wieku”, solidne, erudycyjne (i niezbędne
w rozprawie, która jest jak się zdaje pracą kwalifikacyjna autora – doktorską).
Pozornie akademickie, przypominają czytelnikowi, że „stare, dobre muzea” nigdy
nie podały się akceptowalnym definicjom – co autor wyraźnie, dla czytelnika w zaskakującej
formie, przedkłada. Zestawia i analizuje definicje muzeum w kolejnych wydaniach
„Encyklopedii Brytyjskiej” z ostatnich 100 lat. Jest to pomysł prosty i
zachwycający. Borusiewicz, z premedytacja eksplorujący anglosaską, głównie
brytyjską refleksję muzealogiczną, wykorzystał fakt, że „Britannica” nie jest
solenną encyklopedię w naszym tradycyjnym rozumieniu, lecz swoistym czasopismem
– trybuną brytyjskiego racjonalizmu i pragmatyzmu, żywo reagującą na wyzwania
czasu.
Kolejne cztery rozdziały mogą być lektura pasjonującą:
„Nowa muzeologia – główne założenia”, „Nowoczesne muzeum w nowoczesnym
społeczeństwie”, „Muzeum przyszłości” i „Do czego dzisiaj potrzebne są muzea?”
– są próba zmierzenia się z odpowiedzą na łańcuszkowe pytanie: czym muzeum, dla
kogo muzeum, z czym muzeum, po co do muzeum, kto do muzeum, co w muzeum, czy
wolno muzeum, mądrzeć (w muzeum)..., myśleć..., przeżywać..., z pokorą do
muzeum, z szacunkiem..., do muzeum dla eksponatu, ...dla upewnienia o
rzetelności przekazu kultury, dla dzieła, arcydzieła (a gdzież indziej dla
dzieła, dla arcydzieła?), dla zastanowienia czym jest dzieło, czym arcydzieło,
czy to różnica, co to nam daje, czy to nam daje coś, czy to ciekawe, czy to
wypada, do muzeum jak do świątyni, do muzeum swobodnie, do muzeum, bo ciekawie,
.... bo przyjemnie, czy to warto, czy to nie strata czasu, ...wstyd (obciach),
muzeum a kurz (czy jest), i tak bez końca. To jedno – tak myśli (jeśli myśli),
pyta (jeśli pyta), wątpi (to na pewno) widz, którego imię coraz częściej: brak
widza.
Drugie – tak myśli muzealnik: czy można (wypada, jest
dopuszczalne przez zawodową etyką...) wyjść widzowi na przeciw, mądrze czy
miło, dla mnie czy dla widza to, co w muzeum, atrakcyjnie czy pouczająco,
kolekcja czy narracja, dzieło czy jego kontekst – dzieło i jego kontekst, gdzie
kończy się muzeum, muzeum a powaga, muzeum to zbiory, a muzeum bez zbiorów?,
jak jest możliwe muzeum bez zbiorów..., jak jest możliwe muzeum bez widzów, czy
jest muzeum, gdy nie ma widzów, czy widz w muzeum musi patrzeć – jeśli nie
patrzy, a dobrze się czuje, to czy nie zdradzamy muzeum, czy nie zdradzamy idei
muzeum pokazując nie-dzieło (kopię, wyobrażenie, same kopie, wyobrażenia, samą
narrację, sam kontekst, sama ideę!). Strach...
I trzecie – tak „myśli” MUZEUM: zbieram – badam –
pokazuję – pouczam – podnoszę – uszlachetniam – służę – strzegę – dbam
(konserwuję) – włączam do obiegu – szukam języka przekładu – wabię (to dla
widza), ale też: wymagam szacunku, jestem skarbnicą wiedzy, jestem alibi
rozumu, jestem dowodem prawdy, jestem Prawdą (to dla siebie), ale też:
przyjrzyj się, rozwiń się, zrozum, poznaj, dojrzyj, przeżyj, PRZYJMIJ.
To jest książka o STRACHU, strachu, strzaszku:
muzealników, szerzej humanistów, przed utratą sensu, przeoczeniem zmiany,
zatraceniem komunikatywności, powabu. Muzeom już nie wystarczy być, muszą
stanąć do konkurencji o widza, wykrzesać z siebie wdzięk i lekkość. To na co
dzień są konkrety – zachować pierwotny sens: gromadzić, chronić, badać i
udostępniać materialne pamiątki działalności człowieka, określić się wobec
„paramuzealnych zjawisk performatywnych”: parki tematyczne, muzea bez
eksponatów, muzea wirtualne, muzea etnograficzne itd., nie zgubić widza.
Najbardziej jest to książka o próbie zachowania
dialogu muzeów i społeczeństw w obliczu „wyzwań nowoczesności”, prowadzonej pod
sztandarem Nowej Muzeologii. Dopuszczę się karygodnego uproszczenia ujmując jej
istotę pytaniem: edukacja czy rozrywka. A niech tam...
Nie, autor nie zadaje jasno takiego pytania. Robi to
subtelniej i z wyrozumiałością dla czytającego: Jak należy postrzegać
przyszłość muzeów: jako miejsce refleksji i edukacji, rozrywki intelektualnej
na najwyższym poziomie czy raczej jako centrum zaciekawienia i rozrywki, coraz
bardziej przypominające park tematyczny czy Disneyland?. Książka jest
dociekliwa, erudycyjna, narracja wielostronna, wywody klarowne. Sądy niekiedy
są subiektywne, ale subiektywne w zawsze jasno określonych granicach, a nawet
szczególnie interesujące, gdy rodzą się z konfrontacji refleksji intelektualnej
z muzealną praktyką autora.
Krążąc na różne sposoby wokół zagadnień Nowej
Muzeologii Borusiewicz, wprowadza – z sensem dla wywodu i wielka korzyścią dla
czytelnika – cały szereg pojęć i terminów, pozwalających „obmacać” horyzont
współczesnej refleksji muzeologicznej. Tu zaledwie kilka – od technicznych po
fundamentalne – podanych przypadkowo, jako ślad z lektury: kontekstualizacja
obiektu przez podpis, tekst muzealny, zdyscyplinowane społeczeństwo, tworzenie
solidarności społecznej (social inclusion) jako efekt działalności dobrego
muzeum, „disneylandyzacja” muzeów, neuromuzeologia czyli psychologia muzealna,
panmuzeologia czyli globalizacja, komercjalizacja muzeów...
Autor co chwilę umyka w okolice eseju, co czyni „Naukę
czy rozrywkę?” atrakcyjną dla czytelnika chciwego na humanistykę. Muzealnikom
się nie poleca – drapie.
Mirosław Borusiewicz, „Nauka czy
rozrywka? Nowa muzeologia w europejskich definicjach muzeum”, s. 234,
Universitas, Kraków 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz