Aleksandra Sutowicz
Przeszłość
i teraźniejszość, tragiczne losy mieszkańców Kielc po 1945 roku i dramatyczne
przeżycia współczesnej mieszkanki miasta, próba rozliczenia się z historią
grodu na Silnicą i historią swojej rodziny. W najnowszej książce „Czarne
liście”, Maja Wolny przywołuje zapomniane postaci, związane z tragicznymi,
kieleckim wydarzeniem sprzed 70 lat (pogrom Żydów) i patrzy na współczesne
Kielce oczami głównej bohaterki, Weroniki Czerny.
Ta książka to wędrówka po Kielcach współczesnych
i tych po II wojnie światowej. Czytając powieść miałam wrażenie, że wciąż
towarzyszę Weronice Czerny w poszukiwaniu jej zaginionej córki Laury, szukam
jej w Parku Miejskim im. Staszica, na ulicy Żelaznej, Grunwaldzkiej, jadę w
Góry Świętokrzyskie by odnaleźć małą dziewczynkę, ale też cofam się do roku
1946 by razem z Julią Pirotte sfotografować miasto dzień po zbrodni, zobaczyć
jak wyglądały Kielce w lipcu 46 roku i odnaleźć miejsca, które wyparowały z
lokalnych map.
Autorka dotyka tragicznych kart w dziejach
miasta. Wydarzenia, które miały miejsce 4 lipca 1946 r. przy ulicy Planty 6 na
lata napiętnowały miasto. Oprócz tła historycznego mamy do czynienia przede
wszystkim z wątkiem kryminalnym, śledztwem, którego celem jest odnalezienie małej
Laury oraz próbą zmierzenia się z historią rodziny, dziedzictwem pewnych leków,
ucieczką od nich. Główna bohaterka nie pogodziła się z mroczną tajemnicą matki
i przez całe dorosłe życie najpierw ucieka jak najdalej od świętokrzyskich
Bielaków, by później w swojej karierze naukowej skupić się na stosunkach
polskich chłopów do Żydów, zmarłym oddać swego rodzaju hołd i odkupić winy
bliskich.
Z pewnością należą się autorce słowa uznania za
poruszenie tematu trudnego i wciąż bolesnego. Widmo pogromu kieleckiego wciąż
krąży nad miastem jak dybuk. „Czarne liście” to książka mocno zakorzeniona w
kieleckiej topografii, lokalnych wydarzeniach, klimacie społecznym.
Niewątpliwie ważne jest również wprowadzenie na karty powieści fotografki Julie
Pirotte, postaci autentycznej, która zjawiła się w Kielcach dzień po pogromie
by sfotografować ofiary tragedii, choć przyznam szczerze, że wciągniecie jej w
obręb fabuły, jak dla mnie było trochę na wyrost. Dość płynnie udaje się
autorce połączyć wątek kryminalny z wątkami historycznymi i społecznymi, jednak
przywoływanie znanych, autentycznych postaci, związanych z kieleckim
środowiskiem było dla mnie zbyt oczywiste i niewiele wnosiło do samej fabuły.
Po zakończeniu książki czułam pewien niedosyt,
to lektura, która trzymała w napięciu (w końcu poszukiwania toczą się na dobrze
znanymi mi podwórku), ale też szybko dość szybko to napięcie, gdzieś ulatuje.
Atutem jest fakt, że Maja Wolny nie wskazuje jednoznacznie oprawców, to
czytelnik ma sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?, kto?
Warto zatem wybrać się na ulicę Planty 6, nie
tylko po to by oddać hołd ofiarom, ale też skonfrontować
się z samym sobą i historią Kielc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz