Dominik
Borowski
("Projektor" - 5/2016)
Kryminał
to gatunek literacki o określonym schemacie fabularnym. Musi być morderstwo,
którego skutkiem jest prowadzone śledztwo. To tutaj autor może uwieść
czytelnika, stopniowo pobudzając jego zainteresowanie i włączając go w tok
prowadzonego dochodzenia. Wszystko powinno zostać zamknięte finałem, w którym
ujawnia się mordercę i wyjaśnia okoliczności zbrodni. Powieść Artura Baniewicza
ma skończyć się inaczej: Tak bywa w śledztwie (…) Coś
wiesz, czegoś nie, nigdy nie jest jak w książce, że cała prawda wychodzi na jaw
(s. 543). Czy to jest kryminał inny od wszystkich?
Myślę,
że specyfika utworu, napisanego przez autora znanego dotychczas czytelnikom
literatury fantasy, zaczyna się już od samego początku. Wszystko rozpoczyna się
jesienią 1942 r. od zabójstwa, które na zlecenie wykonuje Paweł Bujnicki – były
komisarz policji. Po lekturze pierwszej partii książki wydaje się, że on będzie
tutaj poszukiwanym zabójcą. Nic jednak bardziej mylnego. Narrator wodzi
czytelnika, przeskakuje z miejsca na miejsce (ogromne partie utworu rozgrywają
się m.in. w regionie świętokrzyskim) po różnych wątkach. W końcu wraca do
głównego bohatera i okazuje się, że Bujnicki został odnaleziony przez
niemieckiego żandarma Bruna. Wgląda to na zakończenie, jednak tak naprawdę to
dopiero początek…
Paweł
Bujnicki ma przeprowadzić śledztwo z podwójnym dnem. Irena Skowrońska – jego
dawna znajoma, w której wciąż jest zakochany, prosi go pomoc w odnalezieniu
mordercy młodego Klausa. Choć tak naprawdę kobieta chce dowiedzieć się, kto i
dlaczego próbował ją zabić. Motywów może być sporo, najistotniejszy to romans z
Brunem, co w realiach okupowanej Polski jest traktowane jak zdrada. Wyjaśnia
się tytuł kryminału, który odnosi się do Pawła Bujnickiego, współpracującego z
niemieckimi żandarmami. Śledztwo nie ma jednak oficjalnego charakteru, stąd też
Paweł ma tylko pięć dni (tyle można ukrywać śmierć Klausa przed przełożonymi).
Nie
będę tutaj zdradzał przebiegu śledztwa. Jest ono dynamiczne, krąg podejrzanych
raz się zmniejsza, a raz powiększa. Dzięki temu coraz bardziej ciekawi nas, kto
okaże się mordercą… Bujnicki sprawdza każdy trop. Czasami błądzi, innym razem
idzie do przodu. Nie brakuje strzelanin. Wobec przesłuchiwanych stosuje metodę
„rosyjskiej ruletki”, która zmiękcza najtwardszego. W efekcie intensywnej pracy
odkrywa tożsamość zabójcy, choć nie wszystkie szczegóły zostają odkryte, niczym
w prawdziwym śledztwie.
Nie
sama kryminalna fabuła jest ważna w powieści Baniewicza. Prowadzone śledztwo
łączy się z wątkiem miłosnym, działalnością partyzancką oraz losem Żydów w
okupowanej Polsce. Czytelnik oprócz obserwacji prowadzonego śledztwa ma też
możliwość oceny bohaterów i ich postępowania, przemyśleń nad kwestiami
społecznymi i gdybania nad… otwartym zakończeniem.
Choć nie przepadam za książkami historycznymi, to „Pięć
dni ze swastyką” czytałem z rosnącym zainteresowaniem. Czas spędzony z Pawłem
Bujnickim był niezapomnianym przeżyciem, które żal kończyć. Myślę, że książka
przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom kryminałów i historii wojennych.
Artur
Baniewicz, Pięć dni ze swastyką, Znak, Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz