Agata Orłowska
("Projektor" - 5/2016)
Miłość do
fantasy może być przepastna i głęboka, jak głęboka bywa wyobraźnia i może mieć
tyle powodów, ilu jest jej amatorów. Jednym z nich, co sugeruje autor „Studni
Zagubionych Aniołów”, może być poetycko brzmiące (przywołane bowiem słowami
pieśni samego Schillera) Sehnsucht – pragnienie, tęsknota za utraconym
(?), ulotnym, nieistniejącym, ale dziwnie bliskim domem. Czy zanurzając się w
powieści Artura Laisena, czujemy się jak w domu lub chociaż tęsknimy do
rysującego się przed nami świata? To już kwestia indywidualna.
Jak na gatunek
przystało w utworze Laisena (pseudonim autorski pisarza mieszkającego w
Kielcach, który publikował opowiadania, m.in. „Księdza Marka trzy spotkania z
demonem” i thriller fantasy „CK monogatari”) obserwujemy odwieczną walkę dobra
ze złem. Świat Błękitu, Kryształ Tworzenia, Święta Góra Dnia i legendarni
Jeźdźcy Światła na złotych rydwanach, przenoszące czytelnika do baśniowego
Hamamu, to przeciwwaga do ciemnego ziarna, Przekrwionego Oka i czyhającego w
ciemnościach mitycznego Demona, którego powrót zwiastować ma nadciągająca
Mroczna Gwiazda. Magiczną krainę, przywołującą skojarzenia ze średniowiecznym
Bliskim Wschodem, poznajemy jednak dzięki równolegle toczącej się historii
rodem ze współczesnej Warszawy. Joanna, Kinga, Tomasz i Michał to bowiem główni
bohaterowie utworu, którzy, chcąc nie chcąc, mają, zdaje się, największą rolę
do odegrania w toczących się losach przenikających się światów.
Wydany nakładem
Genius Creations pierwszy tom „Terai” już na pierwszych kartach składa
obietnicę zetknięcia się z magiczną rzeczywistością wielu wymiarów, misternie
tkaną nie tylko poprzez zapowiedź epickiego rozmachu, ale też przez poetyckość
formy, przeplatanej raz po raz głębszymi refleksjami. Mnogość zastosowanych
zabiegów może jednak prowadzić do złudnych wyobrażeń, przeobrażając się z
chwilowego zachłyśnięcia rozległością kreacji w dezorientację i rozczarowanie.
Może, co nie oznacza, musi.
Choć w utworze
nie brakuje błyskotliwych pomysłów, z ich realizacją jest już nieco gorzej.
Wraz z każdą kolejną stroną „Studni...” obserwujemy, jak tajemnicza
rzeczywistość Astronoma ze Szklanej Wieży i skutki jej oddziaływania widoczne w
warszawskich realiach zamiast nabierać kształtów, rozmywają nieco fabułę i
gubią przyczynowość. Czy to świadomy zabieg? Być może… autor zapowiada przecież
kontynuację, gdzie wszystko może jeszcze uda się wyjaśnić. Niestety można odnieść
wrażenie, że dobrze rozwijającą się, oniryczną atmosferę zastępuje momentami
zwyczajny chaos i brak konsekwencji. Pewien zgrzyt widoczny jest również w
konstrukcji bohaterów. Mimo, że mało znaczące opisy są nieraz rozbudowane do
przesytu, charakterystyka postaci jest tylko powierzchowna. Płaskie (w
większości) osobowości utrudniają tym samym „zbliżenie się” do bohaterów, z
którymi obcować mamy jeszcze w co najmniej jednym tomie.
Wśród minusów
wspomnieć należy również o potknięciach tekstowych, nadmiar przecinków z
trafiającymi się błędami ortograficznymi domagają się poprawek. Wydanie, bądź
co bądź, wizualnie intryguje. Schludna, ascetyczna okładka to jego duży atut.
Czy to jednak wystarczy, by sięgnąć po ciąg dalszy splątanych opowieści
Isthariona z T'araf i czwórki warszawiaków? Z pewnością czytelnicy znajdą wiele
własnych do tego powodów.
Artur
Laisen, „Studnia Zagubionych Aniołów”, s. 400, Wydawnictwo Genius Creations,
Bydgoszcz 2015.
Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńWygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń